Jeziorko

Dzika plaża na pewnym jeziorze. Nie ma na niej żadnego pomostu, ale za to samo w sobie miejsce wygląda dość obiecująco.

Powolnym krokiem przyszedł nad jezioro, po czym zaczął układać drzewo na ognisko. Dzisiaj w końcu mieli przyjechać Ci z Amorisu... Cóż...

Blondyn przyszedł nad jezioro jako pierwszy z uczniów, rozejrzał się, jak na razie wypatrzył tylko Leslie'go. Dziwne że jeszcze Gabisa nie ma tutaj pomyślał i usiadł na ławkę nie daleko miejsca gdzie zaczęto rozkładać drewno na wieczorne ognisko.

W końcu trafił... Trochę się naszukał, zanim znalazł owe jeziorko, ale w końcu był na miejscu. Był lekko rozczarowany, że na razie jest tu tylko Nathaniel i jakaś dziwna postać w kapturze... No ale cóż... Usiadł sobie na jakimś kamieniu wokół układanego właśnie ogniska.
- Cześć, Nath. - Rzucił do chłopaka

- Cześć, Armin. Reszta już idzie? Nie widziałeś żadnego nauczyciela który by szedł w tą stronę? Trochę dziwne że nikogo jeszcze nie ma.
Spojrzał znów na pana rozkładającego drewno, marzył o tym żeby rozpalono to ognisko, było zimno i ciemno.

Wkroczył na zupełnie nieznany mu teren za Arminem.
- Aloohaa! - wykrzyknął wesoło zauważając również innych ludzi i nie zdając sobie sprawy, że przywitanie to jest raczej kontrastowe zważając na niską temperaturę. Zrzekła mu jednak mina, gdy zobaczył jezioro. - ...wody miało kurwa nie być! - powiedział zszokowany. Z wybałuszonymi oczami wpatrywał się w ten pomiot szatana, który już od najmłodszych lat wzbudzał w nim odrazę i strach.

Na miejsce przybył Pan Mhroku, oczywiście nie zapominając zabrać ze sobą gitary akustycznej. Ktoś musiał grać, żeby inni mogli pojęczeć.
- Yo.
Kiwnął głową do Armina, po czym usiadł na ławce i zaczął stroić gitarę.

Mimo złej orientacji w terenie, nie tak długo zajęło mu szukanie owego jeziorka. Jako, że miał na sobie koszulę z krótkim rękawkiem tarł ręce, by trochę się ocieplić. Stanął nieopodal nielicznej reszty osób.

W końcu, kiedy ludzie powoli zaczynali się zbierać, on skończył układać ognisko. Wyciągnął z kieszeni paczkę zapałek, po czym jedną zapałką rozpalił ogień. Nie minęło kilka minut a ognisko było już całkowicie rozpalone. Leslie, rozpaliwszy ognisko, odszedł na bezpieczną odległość od ludzi i usiadł oparty o jakieś drzewo

- Tak. Z tego, co widzę zbiera się ich coraz więcej.... - Odpowiedział Nathanielowi, po czum podszedł do Will'a
- Siema - Uśmiechnął się do niego pogodnie, opierając się o drzewo. Wydawało mu się, że ów chłopak jest dosyć mało rozmowny, ale często gdzieś przemykał przez szkołę, więc nie mógł być całkowicie nowy.
- Jak Ci się podoba wycieczka? - Zapytał, nie wiedząc jak zacząć temat.

Trafił na ognisko tylko dlatego, że cały czas podążał za chłopakami z klasy, kompletnie jednak izolując się od nich, idąc w słuchawkach na uszach i słuchając jakiegoś ruskiego techno. Dopiero na miejscu zdjął zielone Skullcandy, siadają obok Casa i przyglądając się jak stroi gitarę.

Ciepełko. Ciepełko już jest! Ognisko było jednym z lepszych ratunków z sytuacji braku ciepłych ubrań. Prędzej, czy później i tak się rozchoruje i tak, więc nie ma, co dramatyzować. Spojrzał na czarnowłosego chłopaka i odwzajemnił uśmiech, dodając do niego swojej uroczej słodyczy.
-Cześć... Wycieczka? Wycieczka w sumie sama z siebie nie taka zła. Chociaż wolałbym być teraz na plaży w samo południe, a nie tułać się w zimnie i mhhhhrroocznych miejscach jak z jakiegoś dobrego komiksu o duchach, czy czymś.

I chyba jako pierwsza z dziewczyn dotarła nad jezioro. Sami chłopacy. -Yo- Odrzekła tylko tyle, i zaczęła szukać jakiegoś miejsca dla siebie. By posiedzieć. Kyo z chwilę na chwilę narzekała jeszcze bardziej. Ogień, kiełbaski. JEZIORO. Ale fakt faktem trudno tej dziewczynie dogodzić, przywyknie do tego, po prostu...pierwsze złe chwile. Kyo zawsze narzeka, na wszystko, z resztą. Siadła na jakimś rozlazłym głazie, który zaczynał się kruszyć. Tak więc piętą zaczęła kopać kamień. Bo tak. I się przygląda towarzyszom.

Potrząsnął głową i oderwał wzrok od jeziora. Zła w czystej postaci. Chociaż w sumie nie jest aż tak złe jak morze czy ocean. Usiłując oderwać myśli od wody, spostrzegł przy drzewie jakąś zakapturzoną postać. Podszedł i rozpoznał w niej Lesliego, czyli tego, który lubi pić wysokoprocentowy alkohol a później przechadzać się na czworaka pod stołem.
- Aloha! - powiedział, kucając przy chłopaku.

Nieśmiało wyszła na plażę, bacznie rozglądając się.
-H-hej... -Powiedziała nieśmiało. Zawsze była taka w obecności nieznanych jej osób. Usiadła gdzieś pod drzewem rozglądając się po zebranych. Było jej ciepło, baardzo ciepło. Poprawiła brązową grzywkę która opadała na jej oczy.

- Nooo... W sumie to masz rację... Jakbyśmy byli nad morzem w jakimś 5 gwiazdkowym hotelu, to na pewno byśmy mieli internet i telewizję... A tutaj? Ledwo co się jakieś gniazdko z prądem znajdzie! - Westchnął, patrząc na Williama. Wyglądał, jakby mu było zimno. Może troszkę za delikatnie się ubrał jak na taką pogodę... Było dziś na prawdę dość zimno.
- Chcesz moją bluzę? Mi jest ciepło - Uśmiechnął się rozpinając bluzę.

Zaczynało się robić zimno, na szczęście zakapturzona Lesba szybko uporała się z problemem pierwotnych jakim było zdobycie ognia i zrobiło się nawet znośnie. Casowi bynajmniej zimno nie było - buty miał porządne a ręce rozgrzał jak tylko zaczął przygrywać na gitarze najbardziej znane numery idealne do fałszowania przy ogniu i flaszce. Właśnie, gdzie jest flaszka?
- Niech ktoś skoczy po flachęęę. ~
Zawył do melodii granej akurat piosenki.

Z sekundy na sekundę humor Amber psuł się coraz bardziej. Było zimno, ciemno, wilgotno, dookoła kręciło się mnóstwo irytujących ludzi, a jej obcasy zapadały się w piasku. Wtuliła zmarznięte ręce w fałdy swetra i ruszyła w stronę innych uczniów. Jej nastrój momentalnie się poprawił, kiedy dojrzała Castiela strojącego gitarę. Choćby się paliło i waliło, na ten widok zawsze się uśmiechała. Co wcale nie oznaczało, że podejdzie bliżej, o nie. Kawałek dalej dostrzegła swojego brata, zbliżyła się do niego od tyłu i oparła się o jego ramię.
- Jak się bawisz, braciszku? - zagadnęła niewinnie.

-Fajnie by było, być teraz w takim hotelu…
Bluzę? O Boże, co on, by zrobił, by mu dano coś, czym mógłby się okryć, ale nie w tym wypadku. Nie przyjmie nic od nikogo, tym bardziej jak ktoś mu takie coś proponuje. Taki już biedak jest, wszystko robi na swoją niekorzyść...
-Nie, nie. Nie potrzeba mi. W ogóle! – To oto zdanie zakończył kichnięciem.
- …

Patrzył się tępo na płomienie ogniska, aż tu nagle na jego ramieniu powiesiła się jego własna siostra. Tylko tego brakowało...
- Wprost wspaniale, zachwycam się tymi pięknymi płomieniami ogniska. Gdyby nie ono dawno bym tu zamarzł.. Nudy, jeszcze Gabis nie raczy się zjawić, nie chce mi się tu siedzieć. A Ty jak się bawisz siostrzyczko?

Westchnął głęboko. Był niemal pewien, że jeżeli chłopak porządnie się nie ubierze, to w połowie wycieczki na bank się rozchoruje.
- Masz... I nie marudź, bo Cię sam ubiorę, a tego byś nie chciał - Powiedział z lekkim wyrzutem w głosie. Ściągnął bluzę i podał ją Will'owi

Siedząc co prawda daleko od ogniska, niemal już zasypiał.... Jego oczy zamykały się, kiedy nagle usłyszał głośne "Aloha!". Gwałtownie otworzył oczy i wzdrygnął się. Obok niego siedział czarnowłosy chłopak z liceum słodki amoris.
- Dobry wieczór.... Ty... Którego imienia nie pamiętam - Burknął, zakładając kaptur na głowę.
- Nie idziesz usiąść z resztą Twoich znajomych? - Zapytał cicho, wzdychając

Gestykulują energicznie, od razu powiedział na jednym wydechu:
-Nie, nie naprawdę nie trzeba. – Zaśmiał się cicho z mieszanki uczuć: zawstydzenia, dyskomfortu i innych takich , szkoda wymieniać.
– Nie potrzebna mi żadna bluza… A nawet, jeśli to po prostu moja wina, bo zapomniałem spakować ciepłych ubrań i tyle.

Amber jednak nie usłyszała ani jednego słowa, które padło z ust jej brata. Zbyt zajęta była tępym wpatrywaniem się w Castiela. No spójrz na mnie, spójrz, spójrz...! - zachęcała telepatycznie. Właściwie sama nie wiedziała czego oczekiwała.
- No to bardzo się cieszę - odpowiedziała nieprzytomnie Nathanielowi.

Westchnął głośno, po czym dość mocno złapał Williama i zaczął go ubierać jak dziecko. Nie chciał później marudzenia, że ktoś jest chory. Czułby się winny.
- A tylko spróbuj to ściągnąć... To dostaniesz ode mnie. - Mruknął, zapinając mu w końcu bluzę pod samą szyję.