Z dużego białego domu z czarnymi dachówkami wyszedł czerwonowłosy chłopak, pospiesznie zamykając za sobą drzwi, robiąc przy tym trochę hałasu, głośno przeklinając trzymany w rękach pęk kluczy, które za nic w świecie nie chciały pasować do zamka. Po włamaniu do mieszkania, które zdarzyło się podczas krótkiej nieobecności chłopaka w domu, jego rodzice postanowili zwiększyć ilość zabezpieczeń, co poskutkowało wymianą zamków i założeniem nowych patentów, co doprowadzało Castiela do wścieklizny. Na ironię nowy system obrony przed złodziejami okazał się największym wrogiem czerwonowłosego, który nie potrafił spamiętać który z kluczy pasuje do czego, mimo solidnego oznaczenia ich dopełniającymi się kolorami.
Wreszcie udało się! Castiel wyszedł przed dom, zatrzasnął furtkę i właśnie wtedy zauważył dziewczynę ze szkoły, stojącą na chodniku tuż obok jego miejsca zamieszkania i wpatrującą się w jego okna. Miała jakiś problem? Tego chłopak nie był pewien. Ale choć trochę się spieszył, zatrzymał się na chwilę i zagadał do niej:
- Hej, co tak stoisz? Szukasz kogoś czy co?
Ton jego głosu być może wcale nie zabrzmiał grzecznie czy pomocnie. Jeśli mamy być szczerzy, czerwonowłosy raczej trochę warknął na bogu ducha winną dziewczynę. Ale należy mu to wybaczyć. Buntownicy już tak mają.