Jeziorko

Myślał już że będzie mógł iść odpocząć, a tu nie.. cholerny patrol nocny.
- Dobrze panie dyrektorze, dopilnuję aby nikt nie szwendał się po korytarzu.
Gdy to powiedział leniwie pociągął nogę za nogą w stronę zamczyska, nie uśmiechało mu się tam wracać po komunikacie jaki usłyszał.

[z/t]---> Korytarz

Westchnęła przeciągle. Dopiero co tu przyszła, a już ją wyganiają do łóżek. No jaka ironia... Jeszcze jak na złość nie wolno się nigdzie szwędać. A cóż miała do roboty, skoro zdążyła się już wyspać po podróży?
Podciągnęła się leniwie do pozycji stojącej i nie mając zamiaru na nikogo czekać skierowała się w stronę zamczyska.

[z/t]

Kyl uniósł brwi i wstał. Że tak żadnego włóczenia się? Jak tak można? Chociaż w sumie mało go to obchodziło. Tak czy siak, zrobiłby sobie spacerek po korytarzu. Zaciekawiło go, że Leslie dał mu ostrzeżenie o samotnym chodzeniu w nocy po zamczysku. Miał nadzieję spotkać zombie czy coś w tym guście. Najlepiej schlanego zombie, w końcu to Russland. Może wreszcie spełni się jego marzenie uprawiania seksu z trupem? Półżywy czy nie, ważne, że w trakcie rozkładu.

[z/t --> korytarz <33]

Wyrwana z zamyśleń Reiu nietrzeźwym wzrokiem rozejrzała się po plaży. Usłyszała ostatnie słowa Gabisa i wstała. Nic tu po niej. Zaczęła iść w stronę zamku.

[z/t --> Korytarz.]

Po wysłuchaniu dyrektora, wstał grzecznie i zaczął iść automatycznie za resztą, która kierowała się w stronę zamku. W sumie chciałby teraz poszwendać się po okolicy, no ale cóż...
[z/t -> korytarz]

Duchy zabijające niewinnych, żadnego łażenia po korytarzach i jej własny braciszek patrolujący korytarze? Czyżby Gabis specjalnie kusił ją, aby wymknęła się na przechadzkę? Amber być może poszłaby posłusznie spać, ale promile łaknęły przygody. Wstała i strzepnęła loki z ramion. Po raz ostatni wciągnęła zapach popiołu i pieczonego mięsa, a potem obciągnęła sweterek i ściskając pod pachą papierową torbę ruszyła w stronę zamku.

[z/t]

Słysząc słowa dyrektora westchnęła i zaczesując włosy za ucho, pobiegła do zamku. Biegła szybko, aczkolwiek i tak była w tyle. Popatrzyła jeszcze raz na miejsce w którym przed chwilą stała, po czym kontynuowała bieg.

[z.t - Korytarz]

- Pedobearem mówisz?
Zaśmiał się, na chwilę przed tym jak zatopił kły w kiełbasce, która właśnie skończyła się piec na ogniu. Alexy zjadł ją szybko, po czym poczuł jak robi mu się zimno - ognisko już dogadało i chyba wypadało się zbierać.
- Dobra, spadam stąd już. Do zobaczenia w pokoju.
Pomachał tylko jeszcze Gabrysiowi, zanim zniknął w ciemności, idąc w stronę zamku.

[z/t] -> pewnie na korytarz.

- Nie ma żadnego łażenia po korytarzu, dobre sobie.
Powiedział, umyślnie przedrzeźniając dyrektora szkoły. Przecież to było oczywiste, że skoro Gabis to powiedział, cała klasa będzie co najmniej do 3:15 jeszcze szlajać się po zamku. Zwłaszcza po tych wzmiankach o duchach i reszcie ścierw. Cas oczywiście podchodził do całej sprawy sceptycznie, bo wiadomo, że historie o duchach kończą się zazwyczaj jak w kultowym Scooby Doo, albo 4 odcinku SyFa, a jednak to była idealna okazja by ludzi trochę postraszyć.
- Bu, Gabryś. Idziesz już do pokoju, czy przejdziemy się po lesie szukać kłopotów?
Wymruczał zachodząc chłopaka od tyłu. Jeeebać to, że w pobliżu nie było lasu a zadbany i oświetlony park. Drzewa to drzewa. W parku też może czaić się Slender.

- Ciaosy - Odmachał mu i skupił się na kończeniu kiełbaski. Niby był głodny, ale jadł tak jakby od niechcenia. Wsadził w końcu do ust ostatni kęs i popił colą. W tym samym momencie usłyszał za sobą głos Casa, ledwie udało mu się połknąć napój bez zakrztuszenia się.
- Caas, musisz tak od tyłu? - odwrócił się w jego stronę. - Nie wiem czy idę do pokoju, nawet w sumie jeszcze tam nie zaglądałem i nie bardzo wiem gdzie iść. - wzruszył ramionami z rezygnacją. Co prawda nie spieszyło mu się do spania, czy czegokolwiek co mogło go czekać w pomieszczeniu sypialnym.
- Nie wiem gdzie ty tu las widzisz, ale w sumie czemu nie - uśmiechnął się charakterystycznie i wstał znad ogniska. - Prowadź, bo jeszcze te kłopoty, o których mówisz znajdą nas za wcześnie, jeśli nas tu dorwą o tej godzinie.

- Ty już nie bądź taki grzeczny, Gab, belfrowie się nie pogniewają, że troszkę później wrócimy.
Mruknął, szukając wzrokiem jakiegoś wiaderka czy czegoś czym mógłby nabrać trochę wody, żeby zagasić ognisko, w końcu Leslie wyraźnie powiedział, że oni mają się tym zająć, ale najwyraźniej nikt się nie kwapił. Jakby na życzenie wiaderko znalazł pod nogami.
- Spakuj moją gitarę a ja pójdę po wodę.
Jak powiedział tak zrobił, po chwili wrócił z wodą z jeziora i zalał ognisko, pozbawiając pozostałych obecnych reszty światła i ciepła, po czym zwrócił się do Gabriela.
- No, spadamy?
Złapał chłopaka za ramię i pociągnął za sobą, coby się w tych ciemnościach nie zgubił.

[z/t] -> Park czy coś?

Cóż, wszyscy się porozchodzili w każdą stronę. Kyo akurat wstała, schowała notatnik do kieszeni. Nie ma łażenia po zamku? To co oni mają robić w nocy? Spać? No chyba nie bardzo. Dziewczyna tak czy owak, zaraz po pożegnaniu się z panem kierowcą, ruszyła w stronę zamku. Trzeba było pozwiedzać kąty na własną rękę.

[zt]

Gdy dyrektor zauważył że wszyscy zaczęli się zbierać, sam ruszył w stronę zamku, podziwiać dalej jego uroki, uwielbiał takie miejsca, za to jezioro go niezbyt interesowało.

[z/t]

- Co?! Gdzie?! - Wrzasnął jak poparzony otwierając oczy. Trochę mu się przysnęło na tym ognisku.... Chłopak rozejrzał się po okolicy. Było już ciemno, zimno i na pewno Nauczyciele go szukali po zamku "Dlaczego nie jest jeszcze w łóżku!"
- Cholera... Ciekawe która jest w ogóle godzina... - Pomyślał wstając z kamienia na którym siedział i kierując się w stronę zamku....
- Idę spać, bo jeszcze mnie jakaś Ruska Mafia znajdzie - Zaśmiał się w duchu idąc przed siebie.

[z/t ----> Pokój chłopców]

- Akurat się przejmuje tym, że mogliby się pogniewać... - uśmiechnął się nieznacznie.
Skinął głową, słysząc prośbę Castiela, po czym wziął gitarę i wpakował instrument do futerału.
Po skończonej czynności, nie pozostało mu nic innego, jak przyglądać się procesowi gaszenia ogniska przez czerwonowłosego, gdy i ten skończył- zniknęli gdzieś w ciemnościach...

[z/t ~ Park]

Cas puścił się pędem w stronę jeziorka, w tej euforii (czy raczej pijackim szale?) nie zauważył jednak leżącej na jego drodze przewróconej kłody, o którą rzecz jasna potknął się i wywalił prosto na twarz.
- Auuuaaa.
Jęknął głośno z bólu, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że przy okazji złamał sobie też prawą rękę. Cholera, tylko nie to.

Widząc jak Cas traci stabilność podbiegł do niego.
-Dlaczego nie patrzyłeś pod nogi? - Złapał się za głowę jednocześnie kucając przy nim. -Wszystko ok? - Spojrzał na niego z troską. Widocznie przejął się tym co własnie się teraz stało.

- Patrzyłem przecież! Jest okej, tylko pomóż mi wstać. Cholerne korzenie, czy co to w ogóle jest?!
Castiel klął pod nosem bez opamiętania, ból w jego prawej ręce męczył niemiłosiernie. A on nawet nie chciał słyszeć o złamaniu, przecież nie mógłby grać na gitarze, to jakby świat się zawalił, jakby zabroniono mu oddychać. Wyciągnął lewą rękę ku Gabrysiowi, który pochylił się nad nim. Nie było mowy o tym, by wstał sam. No kurwa, no!

- No widzę właśnie jak patrzyłeś pod nogi - złapał go pod ramię i przyciągnął do siebie, aby łatwiej mu było się podnieść. - Na pewno wszystko ok? Bo twoja mina mówi mi co innego... - spojrzał na niego z przymrużonymi oczami. Na razie jeszcze go nie puszczał, nie mając pewności czy sam utrzyma się na nogach. W końcu jego upadek nawet z daleka było widać, że był dość poważny.

Wstał przy pomocy Gabriela, po czym puścił go i zrobił parę kroków. Był trochę poobijany, ale nie miał problemu z chodzeniem. (No pomijając te procenty, ale powiedzmy, że po upadku trochę otrzeźwiał) Gorzej było z jego ręką. Liczył, że to tylko stłuczenie, albo że ktoś mu to szybko nastawi.
- Dzięki.
Wybąkał do Gabrysia. Pewnie leżałby jak ta ciota do tej pory gdyby nie on.
- To co, wracamy? Teraz już na pewno trafimy...
Dodał po chwili, otrzepując jeszcze spodnie z ziemi.

Przyglądał się poczynaniom Casa, w końcu stwierdził, że skoro może się normalnie poruszać, to chyba wszystko jest w porządku.
- Nie musisz dziękować - uśmiechnął się prawie niewidocznie po czym poprawił zsuwającą mu się z ramienia torbę.
- Tak, wracajmy. - ruszył przodem, kierując swoje kroki w stronę zamku.

[z/t]

Ruszył za nim, wracając do zamku. Najwyższa pora. Castiel ledwo już trzymał się na nogach, ale jakimś cudem, wyczerpany trafił na miejsce, w którym zaplanowali mieli nocleg.
Do łóżka, do łóżka, do łóżka...
Chłopak marzył już tylko o tym, by porządnie się wyspać i na drugi dzień nie mieć kaca.

[Monte]

Leo sam za bardzo nie zastanawiał się nad tym gdzie mógłby pójść, ale wiele dobrego słyszał o tym miejscu dlatego postanowił je odwiedzić. Usiadł na brzegu jeziora, przyglądając się tafli jeziora, w której odbijało się światło księżyca. Księżyca, bo za dnia złem pomysłem wydawał mu się przyjście tu, zwłaszcza gdy za dnia mocno prażyło słońce. Westchnął umęczony pracą, którą wykonywał całe dzień w sklepie co za dzień , pomyślał na chwilę przymykając czarne oczy.